Dziś dość obszerny post na temat moich domowych zabiegów spa. Oczywiście tylko ich części. Bardzo lubię robić sobie maseczki na buzie, mogłabym bez końca! Ale jednak czasami warto znaleźć umiar i tym sposobem raz na jakiś czas w ruch idzie glinka. Bardzo lubię te z Ziaji, ale zaprezentowana niżej też daje rade. Z algami morskimi nie miałam doczynienia raczej nigdy, aż do niedawna.
Zapraszam do czytania :)
Na pierwszy
ogień idzie czerwona glinka z algami.
Masywna, plastikowa biała buteleczka szczelnie zamykana na 'klik". Spokojnie można dostrzec ile produktu mam zostało.
8,99 za 100g czyli całkiem nie dużo, ba! Nawet tanio ;) Maseczkę robiłam już kilka razy, a nic nie ubywa.
Mnie osobiście kojarzy się z... cementem! Dręczy nos, ale można się przyzwyczaić, nie jest to zapach aż tak intensywny, żeby nie dało się usiedzieć tych 15 minut.
Ot, lekko czerwony, różowy drobniutki proszek.
Produkt bardzo przypadł mi do gustu. Skóra po nim jest wyraźnie gładsza, bardziej miękka i wygląda na zdrową. Zazwyczaj mieszam łyżeczkę tej glinki z kilkoma kroplami wody, a i to czasami jest za dużo! Trzeba szybko nakładać na buzie, bo w błyskawicznym tempie zasycha. Nie miewam uczucia "ściągania", łatwo się zmywa, nie brudzi ręcznika przy wycieraniu (chyba, że słabo zmyjemy- wiadomo). Dla mnie absolutny hit, chociaż wygląda się podczas zabiegu tak:
Błotnisty potwór, ale przejdźmy do spiruliny ;)
Tak jak i poprzednio: Masywna (ale nieco mniejsza niż w przypadku glinki), plastikowa biała buteleczka szczelnie zamykana na 'klik". W tym przypadku nie widać ile zostało nam proszku, trzeba zajrzeć do środka.
4,99 za 10g. Nie wydaje mi się to bardzo dużo jak za taki produkt, tym bardziej, jeśli zamawiamy coś jeszcze.
Troszkę odpychający, jak to algi... Ale da się przeżyć :)
Drobno zmielony, zielony proszek. Brudzi wszystko wkoło, buteleczka jest w środku cała zielona ;)
Pierwszy raz zastosowałam spirulinę z jogurtem naturalnym, ale oprócz ufajtanej wanny, włosów
i ręcznika, nie było żadnych efektów. Podejście drugie: mieszanka z miodem. Twarz jest wyraźnie wygładzona i nawilżona, jednak nadal wyczuwalne są krostki, więc efektu super wow nie ma. No i wciąż trudno domyć... Ale ten widok wynagradza wszytko:
Jak z filmu sado-maso :D
A Wy próbowałyście kiedyś takich eksperymentów? :)
Produkty zakupiłam w sklepie internetowym: