23 stycznia 2013

Taka ta!

   Doberek! Wierzycie może w przesądy? Przechodzenie pod drabiną, czarny kot czy zbicie lustra? Hm, przez pewien czas uważałam, że to nawet szczęście, bo nie codziennie kot przechodzi przed nami na druga stronę ulicy, ale od pewnego czasu mam ciągle pod górkę! Przypisuje to lusterkowi (nad którym ubolewam, bo nie dość, że było poręczne, to jeszcze od ukochanego), które niechcący zupełnie i przypadkiem stłukłam kilka miesięcy temu. Wiem, że to chore przypisywać takie sprawy przedmiotom, ale każdy szuka jakiegoś winnego :P

    Na uczelni marnie z ocenami (fakt, jest piątka z WFu oraz projektów z zarządzania jakością, ale to na tyle tych rarytasów) oraz znajomościami. Koleżeństwo związane raczej z przynależnością do grupy niż koleżeństwo więzów uczuciowo-lubiących, padło. Nie będę akurat o tym pisać, bo to 'moda na sukces' a aż tak mi na tej znajomości za bardzo nie zależy, tym bardziej, że nie widzę swojej winy w dużym stopniu.

   Oczywiście jeśli coś się psuje, to idzie wszystko razem. Zrobiło mi się jakieś zakażenie pod językiem, które bardzo uprzykrza jedzenie, picie a i nawet nic nie robienie. Płuczę więc jamę Dentoseptem, co doprowadza z kolei moje nozdrza do szaleństwa. Jeśli nie przejdzie to cóż witajcie godziny spędzone w przychodzi lekarskiej. 

   Tak, jeżdżę też autobusami, ale takimi: wsiobusami. Ze wsi do miasta. I owszem, rzadko jeżdżę tym o 6:40, ale jeśli już jadę to jest awaria. W sumie mała wina kierowcy, że jakaś dziewczyna wjechała w tył autobusu rozwalając sobie całą maskę a PKSowi silnik. Tak, wiem, o tyle szczęścia, że nikomu się nic nie stało, ale jednak o 8:00 miałam egzamin, a akurat w tej miejscowości autobus jedzie jeden na 3-4 godziny przy czym jest to miejscowość położona od głównej drogi jakieś 4 km. Wyobrażacie sobie iść na nogach przez śnieg w mróz o 7 rano tyle kilometrów? Ja też nie wyobrażam sobie, więc zgarnął mnie kolega jadący akurat na uczelnie (o jest szczęśliwy akcent!). 

   Lubię zakochanych, ale uwierzcie, że nie chcielibyście jechać po całym dniu zmęczenia fizycznego i psychicznego pomiędzy parami atakującymi się językami nastolatków. Zły los tak mnie usadowił, że nie miałam nawet jak się przemieścić, gdyż siedziałam na końcowych siedzeniach pod oknem, obok mnie jedna para a przede mną druga parka. Czułam się 'forever alone'. Nie wiem, nie zauważyli nawet mojej rozpaczy kiedy nerwowo przybiłam piątkę z moim czołem. 

  Tym właśnie kończę moje wypociny, mam nadzieję, że kolejne posty będą troszkę bardziej napikowane pozytywnymi treściami. 



8 komentarzy:

  1. Nie wmawiaj sobie jakiego pecha!

    OdpowiedzUsuń
  2. mój kolega kiedyś miał bzika na punkcie czarnych kotów ;D omijał ich szerokim łukiem wolał iść między starymi blokami gdzie strach było wejść niż przejść po drodze którą przeciął kotek ;D tłumaczył że za każdym razem miał pecha... więc ich unikał jak ognia ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie znam osoby , ktora wierzy w przesady :D

    OdpowiedzUsuń
  4. fajny blog (:
    obserwuję i zapraszam do siebie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierzę w żadne przesądy :D i nikt mnie do nich nie przekona ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie wierze w przesądy ale wiem , że jak coś jest nie tak to napędza to właśnie przejmowanie się tym : 3 więc spróbuj uznać za ważniejsze te milsze rzeczy niż te złe : D na serio pomaga : 3 myśl pozytywnie i głowa do góry : DD

    OdpowiedzUsuń
  7. akurat dziś jak szłam do szkoły , to przebiegł mi czarny kot , ale nie wierze w te głupoty ;) miałam całkiem udany dzionek :) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za chęć wyrażenia opinii :)
Postaram się odpowiedzieć komentarzem na komentarz :)