Z dniem dzisiejszym oficjalnie oświadczam, że zużyłam całe 0,25l oleju lnianego. Nie mogę przypomnieć sobie, kiedy go kupiłam, ale mniej więcej był to marzec/kwiecień. Jak widać na zdjęciu, termin ważności nie jest długi- skończył się on razem z lipcem. Jednak, że używałam go głównie do dbania o włosy, myślę, że nie ma większego wpływu na efekt olejowania.
Olej użyłam kilka razy do sałatek, dzięki czemu miały ciekawy, nieco gorzki smak. Na co dzień go nie używałam, ale jak skończę sok aloesowy, może się przełamię i będę wypijać kieliszek oleju dziennie? O matko, nie wiem czy dam radę, ale jego zalety są tak cudowne, że rozwarze ten pomysł. Dlaczego? Olej ma bardzo wysoką zawartość kwasów omega-3, omega-6 i omega-9. Nie brakuje w nim również sporej dawki witaminy E i nasyconych kwasów tłuszczowych. W zawiązku z tym, pozytywnie wpływa na funkcjonowanie układu krążenia, nawilża i odżywia skórę od wewnątrz i zewnątrz oraz staje w boju z dodatkowymi kilogramami. Nie mam problemu z sercem, ale dość często pojawia się drętwienie nóg- ten olej powinien szybko się z tym uwinąć. Dodatkowo poprawia pamięć i nastrój. Jeśli dodam do tego, że leczy choroby układu pokarmowego, już wiem, że kolejną buteleczkę spożyję ja, a nie moje włosy.
Jednak, że post ma być, o przebytych i przetestowanych skutkach oleju lnianego- przejdźmy do rzeczy. Na początku olejowałam caaaaałe włosy począwszy od skalpu po rozdwojone końcówki. W tym przypadku sprawdził się pół na pół. Skóra głowy może i była fajnie nawilżona, ale za to włosy u nasady już na drugi dzień była nie do końca świeża, mimo na prawdę dokładnego mycia. Zrezygnowałam z takiego rozwiązania i pozostałam przy wcieraniu oleju w końcówki włosów. Tutaj następuje pierwszy cud. Rozdwojone a nawet podzielone na cztery końcówki zniknęły! I to w niedługim czasie. Nie miałam aż tak zmasakrowanych końców, bo od dłuższego czasu nie używam suszarki, prostownicy ani lokówki. Jednak, że mam włosy wysokoporowate, suche, puszące się i mimo nie stosowania "gorących" urządzeń, końce rozdwojone pojawiały się często. Gwoździem było to, kładłam się spać z wilgotnymi włosami i stosowałam jedwab z Biosilka, który wiadomo, ma nieciekawy skład, który na dłuższą metę, nie służy naszym włosom. Tak więc, bez użycia nożyczek, udało mi się zażegnać problem z końcami.
Był początek i koniec, musi być środek. Mianowicie, olej lniany świetnie poradził sobie z puszeniem włosów. Oczywiście wtedy, kiedy wmasowałam nie więcej niż potrzeba. Wtedy włosy mogą być oklapnięte i tłuste. Po prostu. Nigdy nie zostawiałam oleju na noc na włosach. Najdłużej zdarzyło mi się trzymać go może pół dnia. Jednak 2-3 godziny w zupełności wystarczą.
Nie miałam problemu z dozowaniem. Jak widać na zdjęciach wyżej, buteleczka miała korek- dozownik, który lekko blokował, aby nie wylało się za dużo. Mniej- więcej tyle oleju razy dwa stosowałam na moje średniej długości włosy. To zdecydowanie wystarczyło. Aplikacja jest bardzo wygodna. Olej jest i może gęsty, ale nie tak jak rycynowy. Zapach dość ciężki, ale nie drażni nosa. Nawet polubiłam ten zapach. Po dłuższej chwili z olejem na włosach, mam wrażenie, że są nieco szorstkie, jednak po zmyciu są niewiarygodnie lekkie, sypkie i nawilżone.
Polecam każdemu, szczególnie osobom z włosami wysokoporowatymi i z rozdwojonymi końcówkami.
A Wy używałyście kiedyś oleju lnianego? Jak efekty?
Ja miałam zacząć olejowanie, ale ciągle brakuje mi na to czasu...
OdpowiedzUsuńOlej z Lidla, tez go mam :D
OdpowiedzUsuńPuki co jeszcze nie zdecydowałam się na olejowanie, na razie przygotowuję się do tego, zbieram informacje :)
OdpowiedzUsuńJa olejuję od miesiąca na zmianę oliwą z oliwek, oliwką babydream i olejem kokosowym :) kondycja włosów się poprawia
OdpowiedzUsuńLniany całkiem nieźle spisywał się na moich włosach.
OdpowiedzUsuńUwielbiam dodawać go do warzyw! :)
Kiedyś go piłam :)
OdpowiedzUsuńI jak efekty?
UsuńSzczerze? Niestety żadnych :(
UsuńNie używałam go jeszcze nigdy, ale może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńTakie opakowanie bardzo przypomina mi starodawne czasy :) Bardzo klimatyczne ;)
OdpowiedzUsuńNiestety, jeszcze nie używałam takiego oleju, ale wszystko przede mną :)
Obserwuję :)
To prawda, buteleczka jest na prawdę urocza i nie mam zamiaru jej wyrzucić ;)
Usuńlubię oleje, z przyjemnością obserwuję
OdpowiedzUsuńMoje włosy się z nim nie polubiły niestety ;C
OdpowiedzUsuńNa same końcówki go nie próbowałam. Widzę, że muszę w końcu przetestować :)
OdpowiedzUsuńja na razie nie olejuje włosów chyba jestem leniwa :)
OdpowiedzUsuńnasze spotkanie zostalo przeniesione do kielc z racji ze wszyscy maja daleko to możesz do nas zawitać to będziemy się widzieć x3
Ja jeszcze nigdy nie olejowałam włosów, a Vatika stoi i czeka...
OdpowiedzUsuńmoja mam ich używa :) mnie nie wolno takich tłustych rzeczy :)
OdpowiedzUsuńjak ja już dawno żadnego olejku nie miałam ;P
OdpowiedzUsuńJestem z Grabówki ;) Też studiuję w Częstochowie, z tym, że na AJD :P
OdpowiedzUsuńmam identyczny i jestem z niego bardzo zadowolona!
OdpowiedzUsuńmonika-melody.blogspot.com
Lubię, jak oleje mają taki "dozowniczek" w zakrętce;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOstatnio zaniedbałam olejowanie, ale czas się zmobilizować, bo żaden produkt nie daje takich efektów :)
OdpowiedzUsuńGdzieś już słyszałam o nieobliczalnych możliwościach tego oleju, jednak jakoś nie zdążyłam się do niego przekonać, :)
OdpowiedzUsuńJa bym się wziela za olejowanie :)
OdpowiedzUsuńskoro pochwalasz, warto spróbować? :D
OdpowiedzUsuńolejowałam, jednak szczerze powiedziawszy już tego nie robię. Ubrudzę połowę łazienki i siebie. potem olej cięzko mi się zmywa... bardzo polubiłam kremowanie włosów ;)
OdpowiedzUsuńzaciekawił mnie ten olejek :)
OdpowiedzUsuńTeż słyszałam same dobre rzeczy o oleju lnianym i nasionach. Chyba czas wypróbować ! :)
OdpowiedzUsuńja jeszcze olejowania nie próbowałam, i jakoś kurde nie che mi się :d leń jestem :P
OdpowiedzUsuńŚwietna buteleczka ;D
OdpowiedzUsuńkiedyś już słyszałam o tym oleju ,ale nigdy go nie wypróbowałam .
OdpowiedzUsuńświetna notka ;)
Ja przez pewien czas olej lniany piłam, ale nie byłam w tym zbyt regularna.
OdpowiedzUsuńmam z tej samej firmy:) ale moje włosy go nie lubią a mąż nie lubi go jeść ani w żadnej innej postaci. I tak sobie stoi i czeka sama nie wiem na co
OdpowiedzUsuńJa nigdy jeszcze nie używałam czegoś takiego, może wkrótce spróbuję..
OdpowiedzUsuńObserwujemy? Daj znac u mnie :))
Pozdrawiam,
»Annffashion«
http://annffashion.blogspot.com/
xoxo
może kiedyś spróbuję :)
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie picia kieliszka oleju dziennie, próbowałam z oliwą z oliwek, ale mój organizm odrazu chciał ją zwrócić.
OdpowiedzUsuńJa używam kokosowego :) Pięknie pachnie! :)
OdpowiedzUsuńNigdy takiego nie miałam, może kiedyś spróbuję. :)
OdpowiedzUsuńnie stosowałam jeszcze tego oleju, ale może wypróbuje w przyszłości:)
OdpowiedzUsuńZaraz stukną 3 lata odkąd olejuję włosy :) olej lniany mam z Biedronki, niestety jest czymś rozcieńczany, bo śmierdzi rybką :P
OdpowiedzUsuńNie stosowałam nigdy :)
OdpowiedzUsuńZapraszam.
Ja używam arganowego :) Polecam! :)
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować :)
Usuńale mnie zachęciłaś, muszę zabrać się za olejowanie :)
OdpowiedzUsuńOleju lnianego nie używałam. póki co zachwycam się efektami oleju kokosowego ;)
OdpowiedzUsuńAle planuję popróbować różne oleje i przekonac się, jak zadziałaja na moich włosach. Może zacznę od oleju lnianego. Mam wysokoporowate włosy, więc powinien się dobrze sprawdzić :)
Niedawno przygotowałam wpis o olejowaniu na moim blogu. Serdecznie zapraszam :)
http://www.simplyabouthair.com/2017/06/olejowanie-wosow-olej-na-wlosy.html